CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

28 gru 2010

CZAS PRZYJĄĆ DO ŚWIADOMOŚCI ZIMĘ...?

Łapię się na tym, że cały czas czekam na ostateczne ocieplenie, traktując zimę taką jaka jest teraz jako proces przejściowy, chwilowy, jakiś wybryk natury. A przecież takie właśnie zimy, trwające mrozem przez 3 - 5 miesięcy to właśnie jest norma w tej szerokości geograficznej. Przez lata przyzwyczailiśmy się do zim łagodnych, właściwie nieustających jesieni i wiosen, a teraz dziwimy się, i zwlekamy z zakupami ciepłych czapek, rękawiczek...

MINUS 11...

Są takie dni, chwile, kiedy buzia sama się śmieje, twarz promienieje pogodą ducha i chce się żyć :). Mimo 11 stopniowego mrozu świeci Słońce, co dodatkowo rozpromienia dzień, daje poczucie ciepła i radości :). Piękna zima, wczesna zima... rzeczywiście, jakby tak się zastanowić, to jesteśmy jednym z niewielu krajów, w którym doznajemy w przyrodzie tylu przemian. Chodząc dzisiaj po ulicach Gniezna, skacząc przez zaspy śniegu na poboczach wyobraziłem sobie te same miejsca jeszcze kilka tygodni temu, suche, rozświetlone Słońcem, rozgrzane i wypełnione zielenią drzew i krzewów. Dzisiaj krajobraz zrobił się czarno biały. Ma to swój urok, nie przeczę, szczególnie, jeżeli ma się to na chwilę, mogąc uciec do ciepła krajów południowych.

27 gru 2010

POŚWIĄTECZNE REFLEKSJE...

I po świętach! Wstał dzisiaj normalny, mroźny, grudniowy dzień... przed nami koniec roku... dla jednych jeszcze bardziej przejmująca i wzruszająca data, dla innych po prostu kolejna okazja do świętowania, zabawy... każdy z nas osobiście i różnie podchodzi do takich dat. Są ludzie, którzy czas mierzą od święta do święta, zwracając ogromną uwagę na celebrowanie i tradycję, inni traktują te daty jak normalny, zwykły dzień... Wigilię, pierwsze święto spędziłem z konieczności w pracy, w poradni. Ogromna liczba  pacjentów, głównie z dziećmi... . Zawsze zaskakują mnie rodzice, którzy nie wykonują praktycznie nic, żadnego ruchu medycznego wobec swojego dziecka, kiedy pojawiają się pierwsze objawy chorobowe, tylko wsadzają dziecko do samochodu i przyjeżdżają do lekarza. Zawsze zastanawia mnie, o czym to świadczy? Przecież kiedyś, kiedy byłem dzieckiem, zawsze w domu znajdowały się chociażby "dyżurne" leki przeciwgorączkowe, bo dziecko może zagorączkować z przynajmniej 100 powodów, w pierwszych godzinach, nawet dniach niemożliwych do zróżnicowania. Czasem przyczyny mogą być banalne, często zwykłe pozostawienie dziecka w domu na dzień, dwa skutecznie likwiduje przyczynę często zwykłego przeziębienia, kiedy mały organizm  bez stresu związanego ze zmianą otoczenia, temperatury świetnie radzi sobie sam, z niewielką pomocą podstawowych leków. Kiedy patrzę na często powtarzające się twarze i nazwiska ludzi, którzy regularnie odwiedzają poradnię ... nocą z dziećmi, zastanawiam się wtedy, gdzie tkwi problem....

......................... 

Wracając do świąt... w tradycji polskiej, katolickiej mocno preferowany jest slogan świąt rodzinnych. Bo przecież chrystusowa rodzina, dziwna, bo dziwna (kto zagłębił się w ostatnie newsy dotyczące dziejów Chrystusa, ten wie, o czym piszę), ale tworzyła schemat "rodziny". Bombardują nas wtedy w duchu tej tradycji ze wszystkich mediów reklamy i informacje o rodzinnym spędzaniu czasu, rodzinnych prezentach, rodzinnych przyjęciach... patrząc na to dzisiaj z trochę innej perspektywy smutno zastanawiam się wtedy nad ludźmi, którzy nie mają rodzin, którzy są sami, są singlami... jakie to muszą być smutne i przejmujące dni, jeżeli dadzą się ponieść emocjom nakręcanym przez wszystkich i wszystko dookoła. Singiel z założenia, z wyboru? To raczej fikcja. Każdy ma w sobie potrzebę bycia dla kogoś, bycia z kimś bliskim, najbliższym... nie zawsze jednak odnajdują się te przysłowiowe "połówki pomarańczy", i wtedy te dni budzą najczęściej smutne refleksje, stojące w wielkim kontraście do uśmiechniętych buziek spoglądających na nas z reklam na ulicach czy z ekranu telewizora. Single? A co mają powiedzieć rozwiedzeni, którzy jeszcze sobie życia nie poukładali na nowo? No tak, takimi ludźmi tradycja katolicka się nie zajmuje, to chrześcijańscy wykolejeńcy, wyrzutki, którzy nie wpasowują się w "rodzinne świętowanie"... Nawet goszcząc w swoich byłych domach, czego mają sobie życzyć...? A czego mogą sobie życzyć ludzie "zawieszeni w próżni", którzy nie wiedzą na czym stoją, próbując budować coś od nowa? Czego mogą sobie życzyć ludzie bezdomni, samotni, sieroty, którym zabrakło rodzin...? Też nie wpasowują się w te święta... Prezenty? Dla samego siebie? Dla ludzi, o których nawet nie jest się pewnym, czy tego sobie życzą? Patrząc na drugą stronę świątecznego medalu, zaczynam rozumieć tych, którzy jeżeli nie mogą spędzić tego czasu według "szczęśliwego standardu rodzinnego", wolą ten okres spędzić gdzieś z dala od świątecznego, "rodzinnego" szału szczęścia i radości...
Czego sobie wtedy życzą? Żeby kolejne święta, jeśli już mają i muszą być, były spokojniejsze, bardziej zrównoważone pod każdym względem...? Poukładania sobie życia? Brrrr.... tego nie muszą sobie życzyć, bo przecież do tego dążą od początku zmian, które w ich życiu nastąpiły. Single, samotni, rozwiedzeni organizują sobie życie dzień po dniu i bez tych życzeń, szukają swojej drogi do szczęścia... Bo przecież święta to też czas życzeń... Próbowałem rozejrzeć się wokół siebie w poszukiwaniu tych reklamowych, szczęśliwych rodzin... niestety, najczęściej bywa tak, że kiedy zaczyna się myśleć o marzeniach, potrzebach, jeszcze bardziej na zasadzie kontrastu wypływają troski i problemy, przeszkadzające w osiągnięciu tego "życzeniowego szczęścia". Tak po prostu jesteśmy skonstruowani, i te dni w poradni, dni przecież radosne, świąteczne pokazały mi, ile trosk i niepokojów siedzi w ludziach, którym składałem życzenia. A może ci ludzie zgubili umiejętność cieszenia się drobnymi, zwykłymi przyjemnościami życia codziennego? Troski i kłopoty codziennej egzystencji zdominowały nawet drobne, codzienne radości... to bardzo mocno było słychać z wypowiedzi ludzi, którzy odwiedzili mnie w pracy. Może czas najwyższy nauczyć się cieszyć z codzienności, bo dzień po dniu mija w pogoni za tym wielkim szczęściem, i tylko za nim...

24 gru 2010

WIGILIA...

Kiedy zajrzałem na swojego bloga, przeraziłem się czasem od ostatniego wpisu... ponad miesiąc codziennej gonitwy, miesiąc codziennych spraw, które wypełniają po brzegi dobę od podniesienia głowy z poduszki rankiem po położenie jej na niej znowu nocą... w międzyczasie deszcze zamieniły się w śnieżyce, rozmokła ziemia wokół Eco zamieniła się w skutą mrozem bryłę lub przykryła się kołderką... pół metrową śniegu... resztki zieleni zniknęły i nastała chyba najwcześniejsza od lat zima. Zjawisko ze wszech miar pozytywne, piękne, jeśli jest mróz i wspomniany śnieg. Chociaż... już tęsknię do ciepła i zieleni innych pór roku, innych światów... ;). Na razie Eco jak rok temu wygląda jak stacja arktyczna, a ponieważ ze względów oszczędnościowych zrezygnowaliśmy z roślin żywych, "rozruch" obiektu przed imprezami wygląda trochę futurystycznie i kosmicznie :). Dlaczego? Najpierw trzeba pokonać zalodzoną kłódkę przy bramie. Wjeżdża się wtedy na zalodzony parking, idzie do zalodzonych i zasypanych śniegiem namiotów... Po chwili odsuwając po kolei zalodzone i osypujące nas szronem plandeki, wchodzimy do hali plażowej, i po chwili do zielonej... w istocie, zielonej, chociaż doskonałe imitacje roślin tropikalnych wyglądają na początku trochę nierealnie w temperaturze czasem grubo poniżej zera :). Trochę przypomina to jakiś kataklizm, jakby nadeszło nagłe zlodowacenie w strefę, gdzie temperatura nigdy nie spadała poniżej 20 stopni :). Kolejny krok to tablica rozdzielcza z włącznikami... pstryk, pstryk, pstryk... i pogrążona w hibernacyjnym śnie dżunglowa arka budzi się powoli do snu... przypomina to mi trochę rozruch jakiegoś statku kosmicznego, przez wieki uśpionego w kosmicznej otchłani, przypadkowo odkrytego przez inny statek, na który dociera wyprawa rozpoznawcza... naoglądałem się chyba jakiś kosmicznych filmów... :)... ale naprawdę tak to wygląda. Goście nigdy nie mają okazji zobaczyć tego etapu, w którym Eco budzi się do życia. Po chwili rozświetlają się lampy, gabloty, drewniane domki... Zaczynają szumieć nagrzewnice, tłocząc ciepłe powietrze do środka, ruszają sprzęty barowe, zaczyna grać muzyka, pojawiają się obrazy dżungli w telewizji... mija chwila i można rozebrać się z ciepłych ciuchów, robi się ciepło i przytulnie... podczas kiedy na dworze zamieć śnieżna albo trzaskający mróz. Wspaniałe uczucie i niezwykłe doznanie. Brakuje tylko gorących bąbelków w wannie i sauny. Ale kto wie, kto wie, może kiedyś...

Zebrało mi się na refleksje o Eco, bo cieszy mnie każda chwila spędzona w namiotach razem z gośćmi, dziećmi bawiącymi się w piasku naszej plaży. Wtedy szczególnie czuję sens tego działania, jak widzę rozbawione maluchy i zadowolonych rodziców.

A święta... cóż... jedni spędzają je w gronie bliskich, inni samotnie, w kraju lub zagranicą, jeszcze inni w pracy. Kwestia wyboru i możliwości. Tak czy inaczej, bez względu na okoliczności, wszystkim życzę przede wszystkim chwili wytchnienia, spokoju i pozytywnej energii, która powinna płynąć i towarzyszyć takiemu czasowi... wszystkiego samego dobrego dla wszystkich... :)

TAKIE RÓŻNE CODZIENNOŚCI...

TAKIE RÓŻNE CODZIENNOŚCI...
szybkie myśli z codziennego życia, zza kierownicy auta, z kolejki w sklepie, ze spaceru ulicami ...

MYŚLI Z HAMAKA - TAKIE RÓŻNE PRZEMYŚLENIA...

MYŚLI Z HAMAKA - TAKIE RÓŻNE PRZEMYŚLENIA...
Tutaj znajdziesz moje różne przemyślenia z chwil, kiedy akurat nic innego nie robię, tylko leżę w hamaku, na tapczanie,na trawie i myślę o różnych sprawach...