CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

21 paź 2010

KOSTARYKA - DZIEŃ 2 - PO OKOŁOPOŁUDNIOWEJ DRZEMCE...

Piszę dopiero dzisiaj, bo "niekumaty" Szwajcar dał mi złe hasło do wi-fi na kartce, a "niekumaty" Marek zamiast sprawdzić różne wersje tego hasła, wbił do kompa bezkrytycznie to, co znalazł na kartce. Wystarczyło hasło wpisać małymi literami i internet działa... ale po kolei...
Stanęło na tym, że obserwując kłótnie koliberków jakoś tak oko mi się przymknęło i kiedy się ponownie otworzyło, koliberków już nie było, za to w drzwiach stała słusznych rozmiarów "koliberka" z miotłą w ręku i widoczną chęcią posprzątania pokoju.... to jej cień przesłaniający Słońce obudził mnie i zmusił do działania. W szybkim tempie pakowanie do auta i w drogę... powrotną po kilku na szczęście kilometrach po zapomnianą kartę pamięci z aparatu... ufff... ten sam "koliber" trzymał kartę w ręku, z tm samym, szczerym uśmiechem na buzi. Przy okazji okazuje się, że kompleks o niewybrednej nazwie "Lands of love"... należy, zdaje się do właścicieli z Izraela. Całe wzgórze i okolica, mam wrażenie, do nich należą, bo przez najbliższe kilkanaście kilometrów mijam napisy na reklamach z angielskim i żydowskim pismem. mijane widoki wynagradzają walkę z GPS, który każe mi znowu skracać drogę, ścinając przez wioski serpentyny głównej szosy. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Można sobie pooglądać życie Ticos, bo przez dziury i betonowe muldy- potykacze na ulicach te "skróty" wcale nie okazują się krótsze. W końcu za kolejnym zakrętem pojawia się osławiony Arenal, wulkan symbol Kostaryki, jeden z 10 najbardziej aktywnych wulkanów na świecie, ale, niestety, tradycyjnie widoczny trochę powyżej połowy swojej wysokości. Na wierzchołku oczywiście czapa chmur, więc nici z obserwacji erupcji. Krótka przerwa w Fortunie, sztandarowym miasteczku turystycznym okolicy, gdzie życie dzisiaj toczy się sennie, czekając na koniec pory deszczowej, a początek pory turystów. Tutaj senność miasteczka ożywia nowy nabytek miejscowego banku... śluza wejściowa do sali operacyjnej! I tak uzbrojony i zabezpieczony po zęby bank zafundował sobie kuloodporną szybę na całym wejściu, i autentyczną śluzę, do której wchodzi się pojedynczo, gdzie zanim otworzą się drugie drzwi, zamknąc muszą się pierwsze... uffff. Niebywałe  środki bezpieczeństwa, ale jak mówi przygodny rozmówca, to dobrze, bo kilka tygodni wcześniej gdzieś w okolicznym mieście rabusie wzięli jako zakładników 25 osób... rozejrzałem się niespokojnie po hali, ale jakoś nikt nie wzbudził mojego niepokoju. Za to po pierwszym szoku termicznym z wejścia, gdzie klima pracuje na pełnym ciągu i gdzie jest zimno jak w chłodni, na hali operacyjnej panuje skupiona, nabożna cisza, jest przyjemnie tylko chłodno, nie zimno, i można ...napić się kawy z ekspresu przygotowanego dla gości... wow!

Dalsza droga, to trasa wijąca się przez okolice dookoła Arenala. Wszędzie hotele, bungalowy, a nazwy prześcigają się w zapewnianiu, że to u nich najlepiej widać wulkan i jego erupcje :).
W pewnym miejscu muszę się zatrzymać, wywrotka zrzuca ziemię na pobocze, po czym ku mojemu zdumieniu i podziwowi, facet tyłem zjeżdża serpentynami dobre kilka kilometrów w dół szosy... tyłem na lusterkach! Nie pierwszy raz przekonuję się, że Kostarykanie to świetni kierowcy! 
Jadąc dookoła jeziora zalewowego śledzę wzrokiem korony drzew... No są, oczywiście, że są. Nie dały siebie długo szukać - wyjce na drzewach przy szosie. To niezły wynik, zobaczyć na drugi dzień po przybyciu te duże małpy. Zobaczyć to jedno, ale i porozmawiać... ;)

0 komentarze:

TAKIE RÓŻNE CODZIENNOŚCI...

TAKIE RÓŻNE CODZIENNOŚCI...
szybkie myśli z codziennego życia, zza kierownicy auta, z kolejki w sklepie, ze spaceru ulicami ...

MYŚLI Z HAMAKA - TAKIE RÓŻNE PRZEMYŚLENIA...

MYŚLI Z HAMAKA - TAKIE RÓŻNE PRZEMYŚLENIA...
Tutaj znajdziesz moje różne przemyślenia z chwil, kiedy akurat nic innego nie robię, tylko leżę w hamaku, na tapczanie,na trawie i myślę o różnych sprawach...