CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

21 paź 2010

KOSTARYKA - DZIEŃ 3 - MONTEVERDE NA NOGACH, CZYLI PO UCYWILIZOWANYM LESIE DESZCZOWYM...

Dwa prywatne parki, które wczoraj obejrzałem,  przygotowane są głównie pod 2 typy gości: starszych Amerykanów na zorganizowanych wycieczkach, i pod młodych, spragnionych przygód "turystów". Świadomie piszę w cudzysłowie "turystów", ponieważ są to atrakcje dla mniej lub bardziej sformalizowanych grup Niemców lub Amerykanów, którym nie wystarcza tylko spacer po lesie deszczowym. Tutaj rodzą się moje wątpliwości. Z jednej strony wiem, że takie firmy, bo nawet prywatny rezerwat przyrody (jak zwał tak zwał) jest firmą, muszą zarobić chociażby na utrzymanie swoich pracowników. Z drugiej strony rynek "turystyczny" wymusza poprzez potrzeby przyjeżdżających ludzi to,co jest oferowane. Nie można dać się zwariować - reklamowana "reserva" nie będzie "reservą", jeżeli oferuje "przy okazji" pobytu we "wspaniałym lesie deszczowym" przejazdy quadami lub loty w uprzęży nad koronami drzew. Mała powierzchnia tych terenów warunkuje to, że kiedy przebiegnie się przez taki teren dziennie nawet kilkaset osób, to nie ma siły, żeby z takiego lasu nie wypłoszyć wszystkiego co żyje i może wynieść się w spokojniejsze miejsca. A tych na szczęście nie brakuje, bo dżungla często broni się sama, zasiedlając niekorzystne dla ludzi tereny. I tam jest prawdziwe królestwo przyrody. Selvatura Park, miejsce z kilkoma wiszącymi mostami przerzuconymi nad głębokimi dolinami, to właśnie taka, dla mnie, jako pasjonata przyrody, dziwna hybryda atrakcji i "wejrzenia" w przyrodę. Mosty rzeczywiście w kapitalny sposób umożliwiają spokojne, bez pośpiechu kontemplowanie koron drzew, czyli miejsc nam normalnie niedostępnych. Dla przyrodnika to niezwykła okazja do przyjrzenia się bromeliom, lianom, bo z ziemi najczęściej ogląda się pnie i obumarłe liście. Uderza natomiast kompletna cisza w tych koronach. Ciężko dojrzeć nawet niewielkie ptaki. Wkrótce wyjaśnia się przyczyna tej ciszy, kiedy przerywa ją dziki krzyk "turysty" lecącego na linie w uprzęży nad naszymi głowami. Niestety, ogranicza to bardzo barwność życia przyrody, którą można było z mstów obejrzeć. Odrobinę wynagradzają te niedobory hale z owadami, park z kolibrami czy motylarnia, ale zobaczyć coś w naturze to inne doznanie. Z drugiej strony trudno dojrzeć węża czy żaby w dżungli, więc taki park daje możliwość wglądu przeciętnie zainteresowanemu tymi sprawami w to życie, może uwrażliwiając go na pewne idee, sprawy? Z trzeciej strony lepiej że jest to robione w konwencji ochrony przyrody niż w konwencji imprezowni czy wesołego miasteczka. Dla takich ludzi jak ja ma to bardziej przyjazną oprawę, a umożliwienie niemal dotknięcia dziesiątków kolibrów z furkotem latających wokół głowy i siadających na wyciągniętej ręce, obejrzenie w spokoju najbardziej jadowitych gadów tego terenu przez szybę czy obejście sporego kawałka dżungli wygodną ścieżką, na której nie trzeba specjalnie patrzeć pod nogi, ale można skupić się na oglądaniu okolicy... jest moim zdaniem bezcenne, czy to dla mnie, czy to dla wczasowicza wycieczkowicza, który chce zobaczyć tą osławioną dżunglę, o której tyle słyszał i czytał. To miejsca zdecydowanie dla takich osób, wspaniałe dla odwiedzin z dziećmi. Zadbane, bezpieczne ścieżki umożliwiają spacer tak starszym ludziom, jak i dzieciom. 4 godziny spaceru dookoła parku Monteverde Cloud Forest (http://cct.or.cr/ przynoszą już dla mnie lepsze doznania. Tutaj odnajduję też wspaniale przygotowane ścieżki, pomosty nad mokradłami, ale i ścieżki naturalne, nieznacznie tylko konserwowane maczetą. Nieoceniony okazał się fakt, że w tym miejscu znaleźliśmy się zupełnie sami, na koniec dnia, kiedy wycieczki wracają już do swoich hoteli. Z parku wychodziliśmy razem z zamykającymi go pracownikami, przyjaźnie i cierpliwie czekającymi na nas przy bramie. Tak, tutaj mogę spokojnie i bez obaw zabrać praktycznie każdego, kto che pierwszy raz poczuć las deszczowy. Doskonałym "testerem" odczuć i emocji potencjalnych osób, które będą chciały mi kiedyś towarzyszyć, jest Kasia, (Marketing Manager Projektu Ecotropicana - dla niezorientowanych :), która podróżuje po rejonach tropikalnych, dżunglowych pierwszy raz, i na bieżąco "sprowadza mnie na ziemię" w wielu, dla mnie oczywistych, dla niej nie do końca, sprawach. Jej pierwsza noc była ciężka - hałas otaczającej przyrody niepokoił, budził lęk. To akurat znam z wyjazdów z innymi osobami. Budzą obawy też zwierzęta, które znajduję przy rutynowym sprawdzaniu, uwaga, pokojów hoteli o całkiem niezłym standardzie. Wczoraj karaluch - to nic groźnego, ale dzisiaj oglądam czarnego skorpiona, którego wyciągnąłem z zakamarków łazienki. Żelazne zasady chowania rzeczy do szczelnie zapinanej torby, wytrzepywania ubrania przed założeniem na siebie, rewizji butów i oświetlaniu latarką miejsca na podłodze na nogi przy wstaniu z łóżka, wracają ze zdwojoną siłą po widoku skorpiona w łazience :):):). W Monteverde i wcześnie Kasia wykazuje się niezwykłą spostrzegawczością, wyłapując wzrokiem różne, świetnie zamaskowane zwierzątka przy ścieżkach. W zdumienie i zawstydzenie wprawia mnie i przewodnika, wypatrując na gałązkach ogromnego patyczaka, a raczej dwa, uprawiające seks patyczaki, czy niewielką, brązową jaszczurkę przy samej ścieżce, udającą, że jej nie ma. To dobra cecha dla kogoś, kto jest w dżungli, chociaż Kasia bardziej rozgląda się za aktywnościami ruchowymi, ja za wędrówką po lesie :).


 

0 komentarze:

TAKIE RÓŻNE CODZIENNOŚCI...

TAKIE RÓŻNE CODZIENNOŚCI...
szybkie myśli z codziennego życia, zza kierownicy auta, z kolejki w sklepie, ze spaceru ulicami ...

MYŚLI Z HAMAKA - TAKIE RÓŻNE PRZEMYŚLENIA...

MYŚLI Z HAMAKA - TAKIE RÓŻNE PRZEMYŚLENIA...
Tutaj znajdziesz moje różne przemyślenia z chwil, kiedy akurat nic innego nie robię, tylko leżę w hamaku, na tapczanie,na trawie i myślę o różnych sprawach...